Artystyczna przepowiednia – narodziny estetycznego kryzysu.
Wszystko zaczęło się dość niewinnie – jak większość „kultów estetycznych”, które później wymknęły się spod kontroli.
Kasing Lung, belgijsko-hongkoński ilustrator, chciał stworzyć stworka z nordyckiej bajki. Tak powstał Labubu – uroczo odpychający, dziwaczny elf z dziewięcioma zębami, który wygląda jakby uciekł z kreskówki dla dzieci z problemami wychowawczymi.
Pewnie nie przypuszczał, że jego potworek z ironicznym uśmiechem wejdzie do kieszeni luksusowych torebek i to nie jako przedmiot kpiny, lecz obiekt kultu. Wydaje się jednak, że ktoś tu pomylił galerię z przedszkolem.
Pop Mart i loteria niedojrzałości.
W 2019 r. Labubu został przejęty przez Pop Mart – firmę, która zrozumiała, że największy kapitał to nostalgiczna niedojrzałość zamożnych dorosłych. Do 2023 r. Labubu przeszedł pełną transformację – z artystycznego eksperymentu, w miękką walutę emocjonalną. Blind boxy – losowe figurki zamknięte w kolorowym opakowaniu – uczyniły z niego ikonę hazardu. Niby uroczo, ale w gruncie rzeczy to loteria, w której stawką jest najwyżej chwilowe poczucie sensu.
Labubu i Hermès, czyli ironia doszyta złotą nicią.
Całkiem niedawno zaczęło robić się naprawdę dziwnie. Labubu – ten pluszowy tandetny stwór – zawisł przy Hermèsach, czy innych Celinach. Co to mówi o właścicielkach? Według mnie jedno: „Jestem dorosła, mam pieniądze, ale emocjonalnie utknęłam na etapie różowej gumy balonowej i podkolanówek z falbanką”. To jest moment, w którym symbol luksusu spotyka maskotkę z bazaru i nagle staje się pożądanym stylem. To nie design, to autoironia w wersji deluxe, albo po prostu autoironia, której nie zauważyły nawet same zainteresowane. Tik Tok, Instagram i Pinterest stały się tyglem i od miesięcy karmią kolejne „wygłodniałe ofiary mody”.
Licytacja dzieciństwa, czyli ile kosztuje emocjonalna dziura?
Rynek wtórny Labubu wygląda prawie jak Wall Street. Figurki osiągają absurdalne ceny, limitowane edycje potrafią sięgać 3000–5000 dolarów na aukcjach w Azji, a „rare special” z breloczkiem i wstążką potrafi przebić cenę miesięcznego czynszu za apartament w Londynie czy Seulu. Na eBayu – 1800 dolarów za „Monster Lucky Happy Smile” – z ironicznym grymasem, jakby sam wiedział, że to już szaleństwo, opętanie.
To nie kolekcjonerstwo, to emocjonalny targ, na którym niektóre kobiety deklarują, że aby zdobyć upragnionego Labubu są gotowe stać w kolejce choćby 5 godzin.
Nie wiem czy to bardziej zakupowy teatr sentymentu, czy już głupoty. Luksus już nie wystarcza, trzeba czegoś bardziej „autentycznego”, bardziej niedorzecznego, bardziej… dziecięcego …
Dlaczego kobiety? Dlaczego teraz?
Nie jest to pytanie mizoginiczne, raczej kulturowo-psychologiczne. Labubu nie wciąga przypadkiem, to świadomy wybór. To nie tylko maskotka, to obiekt transgresji – można mieć MBA i nadal tulić pluszowego dziwaka jak relikwię z dzieciństwa. To wygląda jak deklaracja emocjonalnej dostępności w świecie, który dziś szczególnie wymaga opancerzenia, w myśl wypowiedzi: „Tak, jestem silna, niezależna i kolekcjonuję limitowane gremliny”.
Czy to jeszcze autoekspresja, czy już desperacki powrót do etapu oralnego?
W magazynach takich jak Vogue czy Bazaar znajdziemy „wzruszające” świadectwa kobiet w wieku 25–40 lat, które wyruszają po kolejne blind boxy. Ale jeśli spojrzymy głębiej – Labubu to oznaka ich emocjonalnego regresu.
„Psychologia” Labubu – dzieciństwo jako luksus.
Zjawisko to wpisuje się w trend „kidult” – dziecięcość to nowy lifestyle. Tylko tutaj mamy coś więcej niż zabawki – to spektakularna porażka dorosłości. Labubu działa jak plasterek na ranę często bezpardonowej rzeczywistości. W świecie niestabilności i braku kontroli najwyraźniej lepiej mieć potwora w kieszeni niż własne emocje na wodzy.
Być może psycholodzy nazwaliby to swoistą kompensacją, marketingowcy – genialnym segmentem docelowym. Ja – objawem kultury, w której lęk i braki leczy się sentymentem i fałszywym dystansem i ironią.
Labubu jako lustro… i makijaż niedojrzałości.
Labubu nie jest tylko zabawką. Jest fetyszem emocjonalnej ucieczki. Jest jak karuzela z Insta z afirmacjami na każdy dzień, które traktujemy jak poradnik duchowy. Pluszak, wydaje się zajmować miejsce terapii. Gadżet, który ma uratować przed tym, że nie radzimy sobie z codziennością, mimo że mamy złotą kartę, Porsche i dożywotni karnet do premium SPA.
Nie chodzi o to, by dorosnąć, chodzi o to, by to sprytnie zamaskować. Labubu daje iluzję kontroli przez dziecinność. To nie jest bunt, to wygląda jak najłatwiejsza kapitulacja. I nic nie mówi o obecnej chwili więcej niż fakt, że dorosłe kobiety biją się o potwora jak nastolatki o bilety na koncert Taylor Swift.
Labubu to infantylny znak czasu.
Social Media wypromowały pluszaka jako status, tym samym regres stał się nową tożsamością. W świecie, w którym luksus spowszedniał, jak widać potrzebne było coś bardziej absurdalnego, po to by znów poczuć „to coś”.
Labubu jest „tym czymś” i w tym właśnie tkwi jego potworność. Nie w plastiku, nie w poliestrowym futerku, nie w 9 poszczerbionych zębach, tylko w tym, że mówi: „Nie musisz dojrzewać. Wystarczy, że kupisz mnie w wersji limitowanej”.
Ode mnie.
Trudno o więcej osobistej refleksji. Gdy w kolejnym artykule przeczytałam, że Labubu to prawdziwa sztuka i głębokie doświadczenie emocjonalne, to nie mam już więcej nic do dodania.
Oba pojęcia – sztuka i doświadczenia emocjonalne mam zlokalizowane zdecydowanie w innej przestrzeni.
Dobrego dnia,
Magdalena
fot. Instagram
źródła: Instagram, Tik Tok, YouTube; NBC News; The New York Times; labubusklep.pl


Dodaj komentarz