Nadmorski teatr konsumpcji, czyli chiński plastik i samotność za parawanem.

parawany
Słony smak Bałtyku i „słodki” zapach chińskiej tandety.

Zawsze, gdy zbliżają się wakacje, czuję ten znajomy ścisk w żołądku. Taką mieszankę ekscytacji, nostalgii i lekkiego zażenowania. Bo choć z jednej strony Bałtyk to dla mnie najlepsze dzieciństwo, krzyk mew, słońce i wiatr to z drugiej strony, też… cichy lament plaży zasypanej chińskim plastikiem i przestrzeń podzielona parcelami.

Polska plaża latem przypomina czasem polowy festyn. Przestrzeń między wydmami, a falą zamienia się w wielobarwny rynek cudów i koszmarów. Można tam zobaczyć wszystko – dmuchane jednorożce rozmiaru małego fiata, plastikowe wiatraczki, które nie kręcą się nawet przy huraganie, czy brokatowe tatuaże, które znikają zanim wrócisz na leżak.

Ale to nie tylko estetyka, to rytuał, letni zakupowy trans. Bo przecież „dzieci chcą”, bo „wakacje są tylko raz w roku”, bo „tak się robi od lat”, bo „poszalejmy”.

Konsumpcja na luzie, czyli urlop ma swoje usprawiedliwienia.

Na co dzień jesteśmy rozsądni. Patrzymy na metki, analizujemy składy, lajkujemy konta z eko-poradami. Ale nad morzem ten filtr znika. Kupujemy, bo tanie bo kolorowe, bo dzieci się nudzą. Bo my mamy chwilę wolności i chcemy ją „poczuć”.

Wakacje to czas rozhamowania – świadomego lub nie. Otwiera się furtka dla „kup teraz, pomyśl później”. A w tle działa marketing sezonowej potrzeby – prosty, impulsowy przekaz, oparty na emocji, nie na racjonalności.

Tak jak rozstawiamy parawan – szybko, bez zastanowienia, by mieć „swoje miejsce”, tak samo chwytamy ręcznik z kotwicą, nawet jeśli wiemy, że przetrwa tylko ten jeden sezon.

Made in China, sold in Mielno – machina tandety.

Plastikowe gadżety nad morzem to nie przypadek. To celowo zaprojektowany obieg towarów – niskokosztowych, jaskrawych, jednorazowych. Sprowadzane kontenerami, wyłożone hurtowo na prowizorycznych, sezonowych stoiskach, atakujące oko i emocje.

Pamiętaj, że sprzedawcy nie celują w trwałość. Celują w chwilę, w impuls, w „ale śmieszne!”, w „kupmy, przecież jesteśmy na wakacjach”, „na wakacjach można”. To nie rynek towarów. To rynek emocji i iluzji.

Letni rytuał śmieci. Co mówią liczby?

Z danych WWF wynika, że w sezonie letnim na same plaże Europy trafia aż 730 ton plastiku dziennie. Tak, dziennie. To jakby codziennie wysypywały się na piasek ciężarówki wypełnione butelkami pet, zabawkami i pamiątkami z napisem:

„I ❤️Łeba”, „I ❤️Ustka”.

Według badania CBOS, statystyczna polska rodzina potrafi wydać kilkaset złotych na wakacyjne „gadżety bezsensu” – czyli rzeczy, które najczęściej przestają być użyteczne szybciej niż tego samego dnia przed zachodem słońca, takie zakupy z pogranicza magii i absurdu – maskotka biała gęś wypełniona ulicznym kurzem – może wisząca na stoisku już drugi rok, dmuchany flaming gigant i oczywiście parawan 5, 10 lub 15-metrowy, który jest symbolem narodowego letniego rytuału terytorialnego, królem nadmorskiego krajobrazu.

Parawan – święty mur polskiego odpoczynku.

Parawan to nie tylko materiał i metalowe rurki, czy drewniane kijki. To osobiste terytorium, prywatna enklawa w publicznej plażowej przestrzeni. Namiastka kontroli w świecie, gdzie wszystko się miesza – dzieci z innych rodzin, zapach frytek i szprotek smażonych w jednym oleju, aż po wiatr, który nie zna granic i wieje wszędzie.

To też bariera. Między nami a innymi, między nami a naturą. Choć przyszliśmy tu, by „odpocząć na jej łonie”, to jednak odgradzamy się od niej z zapałem chwilę po 7 rano, najlepiej w pierwszej linii brzegowej, a często nawet bez widoku na morze…

Śmiech i smutek, czyli nadmorski dualizm.

Jest w tym coś zabawnego, jest w tym też coś okrutnie smutnego. Bo te małe zakupy, wojna parawanów,  plastikowe dinozaury zakopane w piasku – wszystko to tworzy nie tylko wakacyjną aurę, ale też… śmietnik przyszłości.

Śmieci, które zostają, nawet gdy już dawno zniknęliśmy z pensjonatu. Butelki, kapsle zostawione na plaży, dłużej niż nasze wspomnienia.

Co naprawdę chcemy po sobie zostawić?

To nie jest apel o eko-puryzm. Nie mogę mówić przecież nikomu, aby jadł morskie algi i leżał na drapiącej w plecy macie z trawy morskiej. Ale może wystarczy raz nie kupić tego, co i tak za chwilę wyrzucimy. Może ten jeden raz zostawić plażę taką, jaką zastaliśmy.

Morze nie potrzebuje więcej plastiku. Potrzebuje nas – prawdziwych, bez murów, bez folii, bez sztucznego śmiechu, z większą serdecznością i otwartą głową na świat.

To nie również tekst o tym, aby w ogóle nie kupować.

To tekst o tym, żeby umieć odróżnić, kiedy to my kupujemy, a kiedy my jesteśmy kupowani.

Morze jest piękne bez plastikowych muszelek. Dziecko bardziej zapamięta wspólne budowanie zamku z piasku niż chińskiego dinozaura, któremu odpadną nogi po godzinie. A Ty sama/sam może bardziej potrzebujesz chwili ciszy z książką lub rozmowy z drugim człowiekiem, niż kolejnego magnesu na lodówkę.

Nadmorski teatr konsumpcji działa każdego lata, ale nie musisz w nim grać. Wystarczy jedno świadome „nie”, by zacząć pisać własny scenariusz prawdziwych i pięknych wakacji.

Moja osobista nuta.

Wychowałam się nad morzem. Moje dzieciństwo pachniało jodem, smażoną rybą z prawdziwej smażalni i gorącym piaskiem. Nie było wtedy parawanów, tylko koce rozłożone blisko siebie, czasem aż za blisko – ale to zupełnie nikomu nie przeszkadzało. Dorośli rozmawiali z sąsiadami z plaży, dzieci biegały w grupach, nie znając się wcześniej, a pamiątki… były też kiczowate, ale nie dominowały wszystkiego. Nie było Insta stories, nie było „łap okazję” i nie było potrzeby posiadania nadmiaru rzeczy, żeby przeżyć coś ekscytującego.

Wystarczały czereśnie jedzone na kocu, kanapka z żółtym serem zapakowana w papier śniadaniowy, lody śmietankowe, gofry z dżemem, słońce i czas…

Wtedy wakacje znaczyły bliskość, nie izolację, wspólne przeżywanie, a nie dzielenie przestrzeni na mini-działki.

Nie, nie jest to tęsknota za przeszłością, ale może właśnie dzięki niej, tak mocno widzę kontrast i skalę tego, jak bardzo świat się od siebie oddziela. Jak bardzo potrafimy odgrodzić się nie tylko parawanem, ale także intencją.

Dobrego dnia,

Magdalena

źródła: WWF, „Stop the flood of plastic” – potrzebujesz więcej – napisz do mnie.

fot. WP Turystyka



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *